Sędzia:
-
Video:
Brakowało szczęścia
Lepiej w to spotkanie weszli gracze Vittorii, którzy w pierwszych 10 minutach dwukrotnie wychodzili na prowadzenie, ale jeszcze przed przerwą Nie ma Lipy, dzięki trzem trafieniom z rzędu, zyskało dwubramkową przewagę. Graczom w ciemnych koszulkach fortuna nie sprzyjała na początki drugiej części meczu, kiedy w odstępie kilku minut kapitan zespołu Maciej Ziemba dwukrotnie trafił w słupek bramki rywala. Vittoria zamiast doprowadzić do wyrównania lub przynajmniej strzelić kontaktowego gola, nadziała się na kontrę wykończoną przez Pawła Guzikowskiego i Nie ma Lipy prowadziło już 5:2.
Nie złożyli broni
Vittoria nie złożyła broni i rzuciła się do odrabiania strat, a dwie bramki strzelone w odstępie minuty, pozwoliły złapać jej wiatr w żagle. Gracze tej drużyny dopięli swego w 44 minucie, kiedy Maciej Strzeboński ładnym strzałem doprowadził do wyrównania, ale że musiało ich interesować tylko zwycięstwo, to chcieli pójść za ciosem. Szalę zwycięstwa na swoje korzyść przechyliło jednak Nie ma Lipy, a trafienie Mariusza Kurleto z 46 minuty okazało się być na wagę wygranej.
Potrzebują cudu?
Sytuacja Vittorii w tabeli Ligi C1 jest bardzo trudna. Zespół traci obecnie 6 punktów do pierwszego bezpiecznego miejsca, a do rozegrania pozostały mu dwa trudne mecze ze Sport Consulting Group i Tygrysami Bronxu. Wydostanie się ze strefy spadkowej będzie graniczyło więc z cudem. Nie ma Lipy z kolei awansowało już na czwarte miejsce w tabeli i być może zespół Rafała Furgała powtórzy osiągnięcie z jesieni, kiedy to zajął miejsce tuż poza podium. Na wyprzedzenie Płaszowa raczej nie ma już bowiem co liczyć.
VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=mX041CXZgpg
Brak zdjęć
Aktualnie brak zdjęć do wyświetlenia.